Niestety, wciąż w naszej kulturze pokutuje mit romantycznej miłości. Użycie słowa "niestety" nie jest przypadkowe, bo efektem tego mitu jest wielka pomyłka.
Miłość mylona jest z zakochaniem. Z ulotnym stanem zauroczenia, charakterystycznego dla pierwszej fazy związku, ale nieuchronnie przemijającego. To o tym stanie mówi się: zaiskrzyło, pojawiła się chemia, motylki w brzuchu i inne skutki burzy różnych substancji wytwarzanych przez mózg w momencie zakochania. Taki stan nie trwa wiecznie - maksymalnie dwa, trzy lata. A co potem? Miłość mija?
Tak pojmowana mija. Kończy się. Jak każda emocja. Jeśli związek ma trwać dłużej, trzeba znaleźć inną jej definicję. Inaczej czeka nas rozczarowanie - raz za razem. Bo miłość utożsamiana ze stanem zakochania musi się wyczerpać - uodparniamy się na chemię wydzielaną przez mózg, a poza tym poznajemy obiekt miłości coraz lepiej, przestajemy go idealizować i odkrywamy, że jest człowiekiem - jak każdy inny, z zaletami i wadami.
Miłość pojmowana jako zobowiązanie jest wynikiem decyzji. Wiem, kim jesteś i taką/takiego Cię wybieram. To nie fascynacja, na którą nie mam wpływu. To wybór, którego dokonuję. A to już wymaga dojrzałości i pracy nad związkiem (i sobą).
ps. Polecam książkę Bogdana Wojciszke "Psychologia miłości".
Pracownia Pomocy Psychologicznej SALAMANDRA zaprasza pary, które chcą pracować nad swoimi relacjami: terapia dla par ->
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz