Malunkyaputta uważał, że Budda nie wyjaśnił dostatecznie tych kwestii, lecz je odsuwał i pomijał. Stwierdził, że jeśli Budda nie udzieli mu odpowiedzi na te pytania, porzuci ćwiczenia duchowe i wróci do świata.
Budda odpowiedział Malunkyaputcie: "Z tym jest tak, jak gdyby ktoś został zraniony strzałą grubo posmarowaną trucizną, a jego przyjaciele, towarzysze, powinowaci i krewni przyprowadziliby mu lekarza, aby go uleczył, on zaś rzekłby: 'Nie pozwolę, aby usunięto mi tę strzałę, dopóki się nie dowiem, czy człowiek, który mnie zranił, należy do kasty wojowników, czy do kasty braminów, czy do kasty rolników, czy do najniższej kasty. Nie pozwolę, aby usunięto mi tę strzałę, dopóki się nie dowiem, jak się nazywa ów człowiek, do jakiej przynależy rodziny, czy jest wysoki, czy niski, czy średniego wzrostu... lub czy jest on czarny, ciemny, czy żółtawy, lub czy pochodzi on z takiej a takiej wioski, czy miasteczka, czy miasta, lub dopóki nie dowiem się, czy łuk, z którego wypuszczono tę strzałę, był typu chapa czy kodana, lub dopóki nie dowiem się, czy cięciwa łuku była zrobiona z ciemiężka białokwiatowego, czy z włókna bananowego, czy ze ścięgna, czy z konopi, czy z soku drzewa mlekowego, lub dopóki nie dowiem się, czy drzewce łuku było zrobione z uprawnej, czy z dzikiej rośliny... lub czy pióra opierzenia strzały pochodziły ze skrzydła pawia, czy ze skrzydła sępa, czy ze skrzydła czapli, czy ze skrzydła jastrzębia, czy ze skrzydła ptaka sthilahanu... lub czy była ona przy piórach owinięta ścięgnem wolim, czy bawolim, czy jelenia duru, czy małpim, lub dopóki nie dowiem się, czy grot strzały posiadał zwykłe ostrze, czy podostrzone, czy typu vekanda, czy żelazne, czy było ono zrobione z zęba cielęcia, czy z liścia kavavira".
Ów człowiek, o Malunkyaputto, pierwej zmarłby, niż dowiedziałby się tego wszystkiego.
Sedno tej opowieści jest zaskakująco praktyczne: kiedy cierpisz, ważniejsze od pełnego wyjaśnienia jest to, co realnie zmniejsza ból i ryzyko. Dociekania „z jakiego drewna był łuk” są intelektualnie pociągające, ale mogą stać się formą zwłoki. W terapii i w codzienności wygląda to podobnie: potrafimy godzinami roztrząsać „dlaczego tak mam”, a odkładamy proste kroki, które już dziś przynoszą ulgę. Nie chodzi o to, by zrezygnować z pytań. Chodzi o kolejność. Najpierw bezpieczeństwo, regulacja, konkretne działanie, a potem (gdy tętno wraca do normy) czas na szukanie znaczenia, sensu i szerszą perspektywę.
Przypowieść, o zatrutej strzela dobrze nazywa zjawisko poznawczej prokrastynacji: kiedy rozumienie ma zastąpić działanie i mechanizm intelektualizacji, który odsuwa od realnej zmiany.
Wniosek na dziś: jeśli czujesz, że utknęłaś/utknęłaś w analizach, zadaj sobie jedno proste pytanie: „Jaki powinien być mój najbliższy krok, który realnie wyjmie choć kawałek strzały?” A o materiale cięciwy porozmawiamy, kiedy rana przestanie pulsować.
Wasza psycholog ❤
| ||||











Brak komentarzy:
Prześlij komentarz