Miłość nie znika od samego faktu nieobecności. Zmienia formę. Z rozmowy przy kuchennym stole staje się wspomnieniem głosu; z uścisku — ciepłem, które przychodzi, gdy odkręcasz ten sam słoik, układasz chleb tak jak „zawsze”, stawiasz wazon w „tamtym” miejscu. Czasem tym mostem jest telefon do kogoś, kto też pamięta. Czasem to jedno zdanie, które mówisz w myślach, albo zdjęcie, które na chwilę wyjmujesz z szuflady. A kiedy indziej światełko zapalone również dla żywych, z którymi trudno się ostatnio porozumieć. Mosty mają różne kształty; wspólne jest to, że pozwalają poczekać na siebie nawzajem.
Jeśli ten dzień budzi więcej ciężaru niż ukojenia, nie trzeba udawać, że jest inaczej. Smutek też jest formą miłości. Można iść wolniej, zatrzymać się przy jednym imieniu, posiedzieć chwilę w ciszy, wrócić wcześniej. Pamięć nie mierzy kilometrów ani liczby zniczy. Bardziej dba o jakość obecności — o to, by choć przez moment być naprawdę przy tym, kto był dla nas ważny, i przy sobie, która nadal tu jest.
A jeśli w twojej historii jest nie tylko śmierć, ale i rozstanie, kłótnia, wieloletnia odległość, to 1 listopada również bywa miejscem pojednania z realnością. Nie wszystko da się naprawić. Da się jednak uznać, że więź miała swoje granice i że w tym, co zostało, można znaleźć kawałek dobra: zdanie, którego się nauczyłaś, przepis, gest troski, który teraz niesiesz dalej. To też jest światło.
W święto zapalamy znicze i mówimy „pamiętam”. W zwyczajny poniedziałek robimy to samo, tylko ciszej: odkładamy kubek w „tamto” miejsce, wysyłamy krótką wiadomość „dotarłam”, wracamy myślą do zdania, które kiedyś dodawało odwagi. To wszystko są mosty. Na dziś wystarczy jeden most. Jedna chwila pamięci. dla tych, których nie ma obok. I uważności dla tych, którzy wciąż są. Reszta może poczekać. Światło zawsze zaczyna się od małego płomienia.
Wasza psycholog ❤
| ||||










Brak komentarzy:
Prześlij komentarz