Wsiadając w 2011 roku we Wrocławiu na pokład wyczarterowanego boeinga amerykańskich linii lotniczych, byłem przekonany, że jeśli przetrwam sześć miesięcy, stanę się kimś, kogo nie sposób przeoczyć. Że wszyscy będą widzieć we mnie to, co zrobiłem i to, czego nie zrobiłem. Że po takich sześciu miesiącach nic już nie zdoła mnie ruszyć.
Tak się zaczyna przygoda Mańka, sapera, jednego z dwójki bohaterów najnowszej powieści Jakuba Małeckiego zatytułowanej "Horyzont".
Maniek wraca z misji, gdzie wraz kolegami z oddziały byli traktowani jak jednorazówki i przed każdym wyjazdem na akcję porządkowali na wszelki wypadek cały swój dobytek i próbuje na nowo poukładać swój świat. A nie jest łatwo, bo wbrew jego nadziejom:
Jest odwrotnie i rusza mnie wszystko.
Drugą bohaterką jest Zuzanna, dziewczyna pracująca w firmie produkującej gry komputerowe, której ukochana babcia cierpi na demencję i zdarza jej się pomylić imiona i ludzi, ale tylko ona zna rodzinna tajemnicę.
Są sąsiadami.
Maniek ma ciało poznaczone bliznami i boryka się z przywiezionymi z Afganistanu traumatycznymi wspomnieniami. Gdyby dano mu do wypełnienia kwestionariusz do pomiaru zespołu zaburzeń po stresie urazowym, spełniłby niemal wszystkie kryteria PTSD. Wciąż na nowo przeżywa wydarzenia z misji, izoluje się od innych ludzi, trudno mu cieszyć się codziennością i na przemian przeżywa albo poczucie odrętwienia i emocjonalnego przytępienia albo nadmiarowe pobudzenie i czujność. Cierpi na bezsenność, miewa trudności z koncentracją, a na co dzień towarzyszy mu niepokój w styczności ze wszystkim co w jakikolwiek sposób przypomina przeżycia z Afganistanu.
Któregoś wieczoru, pijąc piwo i scrollując fejsa, słyszysz znajomy dźwięk. Twoje ciało reaguje, zanim zdążysz pomyśleć. Zrywasz się z kanapy i uciekasz z mieszkania. Wybiegasz przed blok, pędzisz przed siebie, pędzisz i myślisz o tym, co tak naprawdę się stało. Wreszcie zwalniasz. Opadasz na ławkę przy placu zabaw i chowasz głowę w spoconych dłoniach.
Usłyszałeś pocisk granatnika RPG, ten narastający szum, po którym wszystko wokół się wali. Cztery kilogramy lecące w twoją stronę z prędkością trzystu metrów na sekundę. Na całym świecie nie ma nic gorszego niż ten dźwięk, jak mawiało wielu twoich kolegów z misji.
Ale to nie był pocisk z RPG. Uświadamiasz sobie, że usłyszałeś po prostu odkurzacz sąsiadki. Włączyła go w pokoju tuż nad twoją głową, a ty wybiegłeś z mieszkania. Czy ktoś cię widział? Na pewno. Czy ten ktoś obserwuje cię regularnie? Plączesz się w kolejnych myślach. Potrząsasz głową. Widzisz, że wszystko wokół staje się iluzją, wykrzywioną wersją tamtych przeżyć.
Po powrocie do domu dotykasz blizny na plecach, sprawdzając, czy przynajmniej ona jest prawdziwa.
"Horyzont" niejednego czytelnika sprowadzi na manowce. Zwłaszcza, jeśli będzie próbował umieszczać jej fabułę w jakichkolwiek ramkach czy jednoznacznie określić jej tematykę.
Wbrew pozorom nie jest to książka o zespole stresu pourazowego, chociaż znajdziemy na jej stronach niemal klinicznie precyzyjne opisy objawów, które systematycznie wyniszczają Mańka. Nie jest to też nawołująca do pacyfizmu książka o grozie wojny, mimo że natrafimy tam na przerażające w swym chłodzie obrazy przywiezione przez bohatera pod powiekami wprost ze spalonej słońcem afgańskiej pustyni. Nie jest to także książka o dojrzewaniu, demencji czy pokręconych rodzinnych relacjach. A przynajmniej nie tylko.
To przede wszystkim książka o samotności, pamięci i desperackich próbach odzyskania (w przypadku Mańka) lub odkrycia (w przypadku Zuzanny) swojej tożsamości.
Co łączy tę dwójkę? Dlaczego autor uczynił ich głównymi postaciami swojej powieści?
Oboje słuchają, choć każde z innych powodów, bułgarskiego rapu. Trudno im budować bliskie relacje. Czasami się całują. Piją sporo alkoholu, pragnąc przełamać egzystencjalną alienację i złagodzić wewnętrzny ból. Maniek usiłuje przełamać twórczą niemoc i wreszcie rozpocząć pisanie książki, w której zawrze swoje wspomnienia z Afganistanu, a za którą wziął zaliczkę od wydawcy już dawno temu.
Każde z nich próbuje na swój sposób znaleźć odpowiedź na najważniejsze pytania. Co jest dla mnie istotne? Jak domknąć przeszłość? Jak poradzić sobie z lękiem? I wreszcie - kluczowe: kim jestem?
Powieść Jakuba Małeckiego zaciekawia nie tylko w warstwie fabularnej, ale i pod względem formy. Autor decyduje się na intrygującą konstrukcję, splatając imiona i tożsamości, tak jak splótł losy Mańka i Zuzanny. Warto też zwrócić uwagę na ilustracje, które stanowią graficzny komentarz do mozolnego proces składania przez bohatera własnej tożsamości - jak z puzzli.
Małecki swojemu bohaterowi nadaje własne nazwisko: Marian Małecki, zmieniając tylko imię. A saper Marian Małecki opisując swoje wspomnienia z Afganistanu zatytułowane, a jakże, "Horyzont", splecie te historie jeszcze bardziej, bo swojemu książkowemu alterego nada imię Jakub Małecki.
Kto jest kim? Czy Małeckiemu uda się przełamać twórczy zastój i napisać książkę? Czy Zuzanna rozwiążę rodzinną zagadkę i pozna tajemnicę, o której nie mówi się w rodzinie od lat? Czy bohaterowie będą w stanie oswoić lęk przed bliskością i pogodzić się z przeszłością lub choćby ją przekroczyć? Czy były saper zdoła na nowo stać się sobą? Czy oboje odpowiedzą sobie na najważniejsze pytania?
Jeśli chcecie poznać odpowiedzi, znajdziecie je tutaj:
"Horyzont, Jakub Małecki", wydawnictwo: Sine Qua Non ->
Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawnictwa Sine Qua Non.
Elżbieta Grabarczyk
Podczas lektury "Horyzontu" i pisania recenzji towarzyszyła mi moja kotka New. |
|
Wygląda na ciekawą lekturę, chyba aż spróbuję :)
OdpowiedzUsuń