Często długo czekamy na gesty i słowa, których od rodziców nie dostaliśmy. To naturalne, że tego braku żałujemy i za nim tęsknimy. W pewnym momencie pomaga jednak zmiana perspektywy: trzeba w końcu uznać, że rodzice mieli swoje ograniczenia i że wielu rzeczy nie da się „nadrobić”. Przychodzi moment, kiedy bardziej wspiera nas nie domaganie się tego, czego zabrakło przeszłości, tylko próba zobaczenia rzeczywistości taką, jaka jest dziś. To nie rezygnacja z bliskości, tylko zmiana nastawienia: mniej walki o „kiedyś”, więcej ciekawości wobec „teraz”.To nie oznacza rezygnacji z bliskości z nimi, tylko trzeźwość myślenia, co oznacza mniej oczekiwań wobec przeszłości, a więcej miejsca dla tego, co naprawdę jest dziś możliwe między wami. Ta myśl dotyczy nie tylko rodziców...
Z tej perspektywy kontakt z rodzicami staje się prostszy. Można nazwać dla siebie to, czego zabrakło, i jednocześnie wybrać formę relacji, która nie rani: krótsze, spokojne rozmowy, bezpieczniejsze tematy, jaśniejsze granice bez poczucia winy. Wdzięczność za „wystarczająco dobre” więzi nie wyklucza troski o siebie. Można prosić i oczekiwać wprost, chronić swoje granice i dbać o dystans, gdy to potrzebne. Dzięki temu odkładamy wielkie oczekiwania i otwieramy przestrzeń na to, co realne: krótszy telefon raz w tygodniu, kilka praktycznych gestów, które nie ranią. Czasem tak właśnie wygląda dorosła troska - jest skromna, przewidywalna, wystarczająca.
Pomaga nazwanie własnej dziecięcej tęsknoty, ale bez oskarżeń. Można uznać, że czegoś zabrakło i że to boli, a jednocześnie zobaczyć ograniczenia rodziców: ich historię, zasoby, sposób radzenia sobie. To, co było poza ich zasięgiem wtedy, nie stanie się magicznie dostępne dziś. I wcale nie musi to przekreślać kontaktu. Co ważne: akceptacja nie musi oznaczać zamykania ust. Można mówić o sobie jasno i spokojnie, stawiać granice i prosić wprost, zamiast liczyć, że ktoś „domyśli się” po latach. To porządkuje relację i jednocześnie chroni ciebie. Jeśli czujesz, że pewne rozmowy nie służą, wolno je przecież skracać, odkładać albo wybierać inną formę kontaktu. Dystans bywa formą troski wocec siebie, kiedy bliskość kosztuje za dużo.
Jednocześnie możesz zadbać o tę część w sobie, która wciąż czeka. Da się uczyć dawania sobie tego, czego brakowało: życzliwego tonu wewnętrznego głosu, regularności, drobnych rytuałów, proszenia o wsparcie wtedy, gdy jest potrzebne. Niekiedy pomaga zapisanie listu, którego wcale nie trzeba wysyłać: po to, żeby nazwać i uporządkować myśli i emocje.
„Podziękuj za to, co jest” nie znaczy, że musisz udawać, że wszystko było dobrze. To znacz, że warto zauważyć małe elementy, które można przyjąć bez przekraczania siebie: słoik zupy, wiadomość „dojechałam”, niezgrabne, ale szczere zainteresowanie. „Odpuść to, czego nie było” nie znaczy, że masz wyprzeć się bólu. To znaczy uznać, że pewnych mostów nie zbudujemy i dać sobie prawo żyć pełniej, nie czekając na idealne wyrównanie rachunków.
Małe gesty potrafią zmienić kierunek całej opowieści — szczególnie wtedy, gdy zaczynasz ją pisać z miejsca, w którym naprawdę stoisz. To porządkuje serce i robi miejsce na taką relację, jaką realnie da się mieć.
Wieloletni czytelnicy tego psychologicznego bloga pewnie pamiętają cykl postów, które ukazywały się tutaj z etykietką Porada na poniedziałek. Wracam do obyczaju publikowania w poniedziałki postów, które mogą się przydać nie tylko na nadchodzący tydzień.
Wasza psycholog ❤
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz