Zalecenia Miltona H. Ericksona warto przestrzegać nie tylko w gabinecie psychologicznym, wspierając ludzi w dokonywaniu zmian w życiu i pracy terapeutycznej nad sobą. Warto je stosować również w codziennym zyciu i rozszerzyć na inne relacje: te z przyjaciółmi, żoną, mężem, partnerem, partnerką, rodziną.
Nie bez powodu Lis z "Małego Księcia" Antoine'a de Saint-Exupery'ego uważał, że słowa są źródłem nieporozumień. Bez rozmowy, wymiany zdań, dyskusji, dzielenia się emocjami i przemyśleniami nie bylibyśmy się w stanie porozumieć. Komunikacja jest podstawą w budowaniu relacji, jednak tylko taka, w której nie dokonamy z góry, bez sprawdzania założenia, że doskonale wiemy, co myśli i co chce powiedzieć druga strona. Takie założenie to prosta droga do konfliktu i nieporozumienia.
Z bardzo prostego powodu. Znaczenia, jakie nadajemy słowom są różne. Nawet na bardzo prostym, wydawałoby się oczywistym poziomie, który (jak mogłoby się z pozoru wydawać) nie wymaga wyjaśnień i uzgadniania definicji, które powinno być niezbędnym elementem każdej sensownej dyskusji.
Na przykład, kiedy mówię: Tam, gdzie pojechaliśmy, była piękna pogoda. Jaki obrazek pojawił się przed twoimi oczami? Czy bierzesz pod uwagę, że dla mnie piękna pogoda może oznaczać coś zupełnie innego, niż dla ciebie? Bo na przykład ty kochasz słońce i upały, a ja uwielbiam deszcz i zachmurzone niebo? Albo na odwrót? Jeśli założysz, że wiesz, o czym mówię i nie sprawdzisz swojego założenia, może się w pewnym momencie okazać, że mówimy o czymś zupełnie innym, a każde z nas pozostaje tak naprawdę nie w kontakcie, tylko w swoim wyobrażeniu.
A co dopiero, kiedy mowa o kwestiach bardziej skomplikowanych niż pogoda? Kiedy ktoś mówi: miłość, przyjaźń, tolerancja, boję się, radość, mądrość? Czy ma na myśli to samo co ty?
A jak to jest na terapii?
Kiedy na przykład ktoś mówi: Obawiam się bliskości, a ja bez sprawdzenia, co ma na myśli, założę, że wiem? Mogę się bardzo pomylić, zakładając, że treść i siła jego lęku jest taka sam jak u mnie lub jak innych osób, które też mówiły, że obawiają się bliskości. Mogę sądzić, że go rozumiem, a tak naprawdę tylko sobie to wyobrazić
Może dla niego lęk przed bliskością oznacza obawę przed byciem zagarniętym w bliskiej relacji? A może obawę przed odrzuceniem i negatywną oceną, jeśli odważy się na bliskość? A może obawę przed byciem opuszczonym? Może, kiedy mówi obawa, ja wyobrażam sobie niewielki poziom lęku, który nieco utrudnia życie, a on ma na myśli skrajne przerażenie uniemożliwiające wejście w relację?
Dlatego jako psycholog i terapeuta z wieloletnim doświadczeniem nauczyłam się w relacji terapeutycznej nie zakładać niczego pochopnie. Wolę dopytać pięć razy i się wygłupić, ale upewnić się, że dobrze rozumiem, niż założyć błędnie.
Nawet w w zakresie określenia, które ze spraw poruszanych przez pacjenta są ważne, a które są nieistotnie. Coś co dla mnie jest nieważnym drobiazgiem, dla osoby przychodzącej do gabinetu może być sprawą wielkiego kalibru. Ludzie mają różne światopoglądy i różne hierarchie wartości, różnie postrzegają kwestie ważności spraw i mają różne doświadczenia... W związku z tym nadają różne znaczenia i rangi słowom i sprawom. Coś, co dla jednej osoby będzie straszliwym problemem, dla innej będzie ekscytującym wyzwaniem. I odwrotnie. Nie mnie to oceniać. Nie jest moją rolą jako terapeuty przykrajać świat wartości pacjenta do swojego oraz mówić mu/jej co powinno być dla niego/niej ważne, a co nie.
Jako dobry psycholog Warszawa, staram się pamiętać za każdym razem, gdy przychodzisz do mnie po pomoc, że moja mapa spraw ważnych - trudnych - ciężkich - ciekawych- nudnych niekoniecznie jest taka sama jak twoja. I twoją darzę szacunkiem.
Obowiązek informacyjny wynikający z RODO - kliknij, aby dowiedzieć się więcej ->
|
Świetny blog :) chętnie polubię Cię na Facebooku :)
OdpowiedzUsuńDobry tekst, przydatny
OdpowiedzUsuń