...czyli "Płatki słonia" *
Słoń siedział na pagórku i patrzył na chmury, które przypominały bardzo duże słonie. Czasami wyglądały jak okręty, kiedy indziej krzewiły się jak krzaki, ale dziś wyglądały najlepiej. Patrzenie do góry sprawiało mu dużą przyjemność, gdy wtem spostrzegł, że kwiat zachowuje się jakoś dziwacznie.
Chodził cały czas wokół niego, zatrzymując się co chwila i kiwając głową, jak gdyby zgadzał się w jakiejś sprawie z samym sobą.
- Co tam znowu? - zagadnął go słoń.
- Przyszło mi właśnie na myśl - odpowiedział kwiat - że niezłe z ciebie dziwadło.
- Dziwadło? - zawołał słoń. - Dziwadło?
Owszem, dziwadło - powtórzył kwiat. - Nie masz ani jednego płatka. W gruncie rzeczy nie masz nawet najzwyklejszego listka.
Słoń zastanowił się przez chwilę.
- To ty jesteś dziwadło - powiedział. - Nie masz przecież kłów.
- Bzdura - odparł kwiat. - Widziałem mnóstwo rzeczy z płatkami i liśćmi, choćby kwiaty drzew owocowych, pnącza i drzewa, a także krzaki. Ba, nawet ptaki przenoszą czasami liście, nigdy jednak nie dźwigają kłów. Nie znam niczego, co miałoby kły.
- Jeśli chodzi o drzewa, to jesteś w grubym błędzie - bronił się słoń. - One właśnie wyrastają z kłów.
- Nic podobnego - oburzył się kwiat. - Drzewa wyrastają z nasion, które wkłada się do ziemi i które potem zamieniają się w kiełki, a nie żadne kły. Zresztą to samo dzieje się z kwiatami - my również wyrastamy z kiełków. Ale kły i kiełki to wcale nie to samo.
- Właśnie, że to samo.
- A właśnie, że nie.
- Mylisz się. Drzewa mają kły i liście.
- To nie to samo - obstawał przy swoim słoń. - A ty jesteś zaledwie małym drzewem. Bardziej małym drzewem, niż ja - małym słoniem.
- Nieprawda - wrzasnął kwiat. - Drzewa maja potężne drewniane pnie, a ty masz dwa małe, śmiechu warte kiełki. To ty jesteś dziwadło! No sam powiedz, u kogo widziałeś jeszcze takie kiełki jak twoje?
Słoń pomyślał przez chwilę, ale nic nie przychodziło mu do głowy.
- To znaczy, że wszyscy oprócz mnie to dziwadła, wykrzyknął, po czym zbiegł z pagórka jak tylko umiał najszybciej. Nawet gdy ukrył się w dżungli u podnóża wzniesienia, wciąż jeszcze słyszał kwiat, który wrzeszczał wniebogłosy: "Dziwadło! Nie ma ani jednego płatka!"
To była ich pierwsza kłótnia. Słoń bardzo się nią zdenerwował. Nie tak sama kłótnią, jak tym, że nie ma płatków. "Może i powinienem trochę ich sobie sprawić" - pomyślał. To, co mówił kwiat, brzmiało bowiem niezwykle przekonująco.
Toteż gdy tylko słyszał, że zbliża się do niego jakieś leśne stworzenie, zmykał co sił w nogach i chował się za jakiś mały krzak albo duży kamień, nie odważając się poruszyć. Był bowiem mocno zakłopotany tym, że nie ma płatków.
Wtedy przyszła mu do głowy pewna myśl.
W górze strumienia znajdowała się wioska tubylców.
"Pójdę poradzić się czarownika" - postanowił.
Ale nawet czarownik nie miał na podorędziu żadnych czarów, dzięki którym słoniom wyrastałyby płatki. Nawet bardzo małym słoniom.
"Wobec tego - pomyślał słoń - trzeba będzie samemu poszukać trochę liści i w jakiś sposób je sobie przymocować". Tak też uczynił.
Spacerował po dżungli, zbierając wszelakiego rodzaju opadłe liście i płatki. Zrobiła się z nich pokaźna sterta, znacznie większa niż on sam. Potem podszedł do drzewa gumowego i stał pod nim dopóty, dopóki całkiem nie pokryła go lepka papka. Puścił się biegiem w stronę sterty płatków i liści, skoczył w sam środek, tarzając się w nich i koziołkując. Kiedy wstał, był dokładnie oblepiony.
Cały ten czas kwiat siedział na wzgórzu, zastanawiając się, co też słoń może teraz porabiać.
"Może odszedł na zawsze" - pomyślał kwiat i poczuł się dość podle. Postanowił odnaleźć go i przeprosić. Była to koniec końców głupia kłótnia. "Słonie to słonie, a kwiaty to kwiaty" - tak postanowił mu powiedzieć, kiedy go spotka. Powałęsał się trochę po zboczu i zszedł go dżungli, ale słonia nigdzie nie było.
Na skraju ścieżki, po której szedł, kwiat spostrzegł jakąś małą kulistą wypukłość, dokładnie pokrytą płatkami i liśćmi.
"Ciekawe - pomyślał kwiat. - Nie zauważyłem tego przedtem".
Postanowił usiąść na tym i poczekać na wypadek, gdyby przechodził tędy słoń. Zanim jednak zdążył to zrobić, kulka wydała ciche stęknięcie i czmychnęła co tchu.
"Dziwna kulka - pomyślał kwiat. - Ma małe grube nóżki jak słoń. Najlepiej zrobię, jeśli pójdę za nią."
Idąc krok w krok za kulką, która sprawiała rażenie, że nie wie, dokąd zmierza, kwiat usłyszał takie słowa:
- Mam tego dość. Mam tego naprawdę po uszy.
Wtem - trach! - i kulka rąbnęła w potężne drzewo. Zatoczyła się parę razy, cały czas pojękując. Kwiat zastanawiał się właśnie, czy spytać kulkę, dokąd chce się udać i zaproponować pomoc, czy raczej nie pytać, gdy nagle wynurzył się przed nimi płytki staw. Zanim kwiat zdążył ją ostrzec, kulka której wciąż jeszcze musiało się kręcić w głowie, zachwiała się i wpadła.
- Chlup! - odezwał się staw.
- Ojej! - Jęknęła kulka.
Kiedy kwiat podszedł do brzegu, na powierzchni pojawiło się pełno łatków i liści, po kulce jednak nie było ani śladu. Zamiast niej ukazał się słoń, po szyję zanurzony w wodzie.
"Zdumiewające" - pomyślał kwiat.
- Uczę się pływać - skłamał słoń.
- To wspaniale - powiedział kwiat. - Obawiałem się, że może chcesz się utopić, dlatego, że nazwałem cę dziwadłem.
- Też coś - odparł słoń. - Płatki zupełnie mi nie odpowiadają.
- Całe szczęście - rzekł kwiat, po czym przeprosił słonia i wygłosił krotką, przygotowaną przemowę o tym, że mimo wszystko płatki nie są słoniom potrzebne, a kwiaty nie potrzebują kłów.
Słoń uważał, że przemowa była wspaniała, wygramolił się więc z wody i poszedł do domu, żeby znowu popatrzeć na chmury."
* Opowiadanie "Płatki słonia" pochodzi z książki, którą mama czytała mi w dzieciństwie, a do której potem wielokrotnie wracałam również jako dorosła kobieta. Mój egzemplarz jest bardzo zniszczony, w wielu miejscach porysowany dziecięcymi gryzmołami i brakuje kilku ostatnich stron, na których Słoń odchodzi z magicznej dżungli. "Słoń i kwiat" Briana Pattena to jedna z najpiękniejszych bajek na świecie. Jest w niej wiele mądrych historii - również dla dorosłych.
Dobry psycholog Warszawa zaprasza do lektury tej uroczej książeczki oraz do pielęgnowania postawy Ja jestem OK - Ty jesteś OK. Pokazuje ona zdrową akceptację siebie i innych, jest charakterystyczna dla osób, które mają właściwą samoocenę, lubią siebie i innych, dają sobie i ludziom w swoim otoczeniu prawo do własnych granic, własnych wyborów i generalnie - autonomii. Dzięki temu, że nie muszą nic udowadniać, szanują siebie i innych, niezależnie od tego, czy ci inni mają kiełki czy płatki ;).
|
Och żebyśmy wszyscy mieli taka zdrowa akceptację siebie i otoczenia, świat byłby piękny....;)
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę. Warto zawsze zacząć od siebie :)
Usuń