Przeczytałam kiedyś opinię, według której granice psychologiczne to nie coś, co trzeba stawiać, tylko coś, co każdy z nas po prostu ma. Byłam zaskoczona tym sposobem rozumienia granic, bo dotąd myślałam o nich jako o czymś, czego trzeba nauczyć się bronić i chronić. W końcu dotarło do mnie, że oba te sposoby myślenia o granicach psychologicznych są równoprawne i wcale się nie wykluczają. Jak to?
Z jednej strony każdy z nas już na wczesnym etapie życia, kiedy ma zaledwie 2-3 lata, zaczyna doświadczać swojej odrębności i podejmuje walkę o swoją dziecięcą niezależność (słynny bunt trzylatka). Dzieci nie mają oporów przed okazywaniem uczuć i potrzeb. Kiedy są smutne, to płaczą, kiedy się cieszą, to w nieskrępowany sposób okazują radość, podobnie ze złością, tęsknotą, lękiem czy żalem.
To, jak zareagują na tę dziecięcą spontaniczność rodzice, ma zasadnicze znaczenie. Rodzice, którzy nie tyle wychowują dziecko, co je pacyfikują i wymuszają określone zachowania, rodzice, którzy zaprzeczają dziecięcym emocjom (i o co ten płacz, cieszysz się jak głupi do sera, nie przesadzaj, bądź grzeczny, nie chcę widzieć, jak się mażesz), uczą dziecko dwóch rzeczy: po pierwsze, że jego potrzeby i uczucia są nieistotne, a po drugie, że stanowczość w obronie swoich granic (kiedy dziecko nie chce pocałować cioci, której nie lubi, założyć piątego sweterka, bo czuje że i tak mu za ciepło lub zjeść kolejnej porcji, bo już dawno nie jest głodne), kończy się niemiło i jest karane: irytacją, niechęcią, złością rodzica.
Tak spacyfikowany mały człowiek nauczy się być grzeczny i w dorosłym życiu również raczej będzie się starać zadowolić innych niż zaufa swoim odczuciom (na przykład, że coś nie jest dla niego korzystne, że ktoś go krzywdzi, że z czymś mu niewygodnie). Nie sprzeciwi się na bieżąco, jasno określając swoje granice, tylko będzie pozwalać na ich przekraczanie, pozwalać, pozwalać i pozwalać, aż w końcu mocno zraniony zareaguje postawieniem muru obronnego. Na wszelki wypadek. Aby nie dopuścić nikogo za blisko, bo po co ryzykować kolejne zranienie i krzywdę.
Tymczasem zdrowa granica to nie mur, tylko raczej płot otaczający posesję z furtką otwieraną tylko wtedy, gdy właściciel na to zezwala i tylko tym osobom, które ma ochotę wpuścić. Na szczęście umiejętności budowania płotów zamiast murów lub zamiast całkowitego braku ogrodzenia można się nauczyć. A może bardziej przypomnieć? Na przykład podczas terapii.
Dobry psycholog Warszawa zachęca do trenowania umiejętności budowania zdrowych granic.
Jeśli interesuje cię ta tematyka, polecam również posty:
- Prawa kobiet są prawami człowieka - pamiętaj o tym nie tylko w Dniu Kobiet ->
- Ty jesteś ty, a ja jestem ja - wolność i trudna sztuka bycia sobą ->
- Pamiętaj o swoich prawach! ->
- Egoizm versus zdrowy egoizm ->
|
Obowiązek informacyjny wynikający z RODO - kliknij, aby dowiedzieć się więcej ->
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz