Albert Einstein uważał, że wszystko należy upraszczać jak tylko można, ale nie bardziej.
Ta niesamowicie trudna sztuka, udała się Poli Ann, autorce książki zatytułowanej "Portrety". Udała się być może dlatego, że potrafi ona pisać niezwykle prosto o ludziach i ludzkich sprawach, które proste wcale nie są. Ciekawi się ih codziennym życiem i wewnętrznymi światami, chętnie poznaje ich zwyczajne i niezwyczajne historie. Bo Poli Ann lubi ludzi. I lubi swoich bohaterów.
"Portrety" to 21 historii wziętych prosto z życia. Historii o ludziach takich, jacy są, a nie takich, jacy być powinni czy jacy chcielibyśmy, żeby byli.
Słowo portret pochodzi z języka francuskiego, w którym portrait znaczy podobizna, wizerunek. W łacinie słowo protrahere oznacza natomiast wyjawiać, pokazywać, wydobyć na światło dzienne. Tym właśnie zajmuje się autorka, słucha i patrzy, a potem maluje słowem ludzkie portrety, wydobywając na światło dzienne kawałek prawdy o swoich bohaterach.
To raczej subtelne akwarele, delikatnie naszkicowane migawki z życia bohaterów, niż olejne obrazy w ciężkich ramach, tworzone misternie aż do najdrobniejszego szczegółu. Cechą charakterystyczną książki jest zaskakująco prosty język. Nie znajdziemy w niej kunsztownie skonstruowanych zdań, wymyślnych metafor czy definicji zaczerpniętych z akademickich podręczników. Autorka pisze prosto i bezpretensjonalnie, językiem, którym osoby przestawione w "Portretach" mogłyby o opowiedzieć o sobie same.
Na blogu autorki "Portretów możemy przeczytać:
Kim jestem? Jedną z Was, bo Anna to najpopularniejsze imię w Polsce:) Stąd Poli-Ann. Mam oczy i uszy otwarte, i piszę.
Nie będzie niczym dziwnym, jeśli imię autorki wyda się wam znajome. Bardzo podobnie nazywa się wszak niezwykła jedenastoletnia dziewczynka, bohaterka powieści Eleanor H. Porter. Radosna Pollyanna dzięki urzekającej osobowości i pogodnej postawie, pozwalającej dostrzegać jasne strony we wszystkim, co ją spotyka, nie tylko wychodzi cało z trudnych perypetii, ale też zmienia świat oraz otaczających ją ludzi na lepsze. Jej sposób na przezwyciężenie smutku i goryczy jest na pozór banalnie prosty: należy być dobrym człowiekiem i widzieć dobro w innych.
Czy Poli Ann też dostrzega w swoich bohaterach tylko dobro? Patrząc na kolejne namalowane przez autorkę portrety, przekonamy się, że niekoniecznie. Poli-Ann nie jest Pollyanną. Opisuje kobiety, mężczyzn i dzieci uważnie, bardzo wnikliwie, ale bez sentymentalnego roztkliwiania się nad ich wcale nieprostymi losami. Przy tym bardzo starannie wystrzega się ocen: nie pochwala, nie potępia, po prostu spogląda na nich, na ich bliskich i ich codzienność.
Zaprasza czytelnika do wspólnego przyjrzenia się migawkom z życia młodej matki zachwyconej macierzyństwem, bitego przez żonę mężczyzny, nastoletniej anorektyczki, młodego geja, który wyjeżdża na studia do dużego miasta, kobiety oczekującej z lękiem na nadchodzący poród, bo wyniki badań prenatalnych są niepokojące, pielęgniarki towarzyszącej w hospicjum ludziom, mającym wkrótce umrzeć, ojca dziewczynki z zespołem Downa, studiującej kasjerki z supermarketu czy wreszcie małomiasteczkowej femme fatale, która postanowiła uwieść kierownika sklepu...
To książka dla ludzi ciekawiących się ludźmi. Popatrzmy na nich razem z Poli Ann. Bez oceniania. Bez obwiniania. Bez pochopnego wyciągania wniosków. Spróbujmy spojrzeć na nich jej oczami. Jeśli nie z sympatią, to ze zwyczajną wyrozumiałością. Być może rozpoznamy w niektórych z nich cząstkę siebie.
Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawnictwa Borgis.
Książkę "Portrety" możecie zamówić tutaj ->
Wydawnictwo Borgis przygotowało dla Was niespodziankę: 3 egzemplarze "Portretów" w prezencie dla czytelników. Czekają na Was u mnie w gabinecie! Jeśli jesteście zainteresowani otrzymaniem jednego z nich, zapraszam do kontaktu.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz