Ten cytat trafnie oddziela naprawianie od towarzyszenia. „Naprawianie” zakłada, że druga strona wie lepiej, co z nami zrobić: radzi, poprawia, przyspiesza. Towarzyszenie uznaje, że człowiek ma w sobie zdolność do autoregulacji i zmiany, a to, czego potrzebuje od bliskich, to bezpieczna obecność: ktoś, kto nie dodaje presji, tylko pomaga wytrzymać proces.
Czasami nie potrzebujemy, żeby ktoś nas naprawiał. Czasem po prostu potrzebujemy kogoś, kto nas pokocha, podczas gdy sami się naprawiamy.
Julio Cortázar
W praktyce to różnica w postawie, nie w milczeniu. Towarzyszenie to ciekawość zamiast gotowych rozwiązań („chcesz, żebym tylko posłuchała, czy poszukamy opcji?”), tempo osoby w kryzysie zamiast pośpiechu, jasne granice zamiast ratowania za wszelką cenę. Paradoksalnie, właśnie wtedy szybciej pojawia się przestrzeń na realne decyzje i małe kroki, które działają.
Dla osoby wspierającej to również ulga: nie musisz być „mechanikiem duszy”. Wystarczy być kotwicą czyli kimś przewidywalnym, kto nie zaprzecza bólowi, ale też nie rozdmuchuje go dramatem. Można kochać i jednocześnie nie przejmować steru. Można mówić „jestem” częściej niż „zrób tak i tak”.
A dla osoby w procesie zdrowienia ważny jest komunikat: „To moje życie, mój rytm. Proszę o obecność, nie o plan naprawczy.” Taka prośba porządkuje odpowiedzialność i buduje sprawczość, której najbardziej potrzebujemy, żeby się naprawiać naprawdę, a nie „być naprawianymi”.
Wasza psycholog ❤
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz