Dziś zacznę nietypowo, bo od anegdotki. Wczoraj odwiedziłam cudowny sklep z artykułami biurowymi, który jest cudowny z dwóch powodów. Znajduje się jakieś 300 metrów od mojego domu i ma hektary powierzchni zapełnionej wszystkim, co do prowadzenia firmy jest absolutnie niezbędne, w tym: ryzy papieru, długopisy, tablice korkowe i inne fajne gadżety, które przydają się do zajęć, a także druki faktur, książki ewidencji wyposażenia, książki przychodów i rozchodów i inne papiery, które moim pacjentom nie przydają się do niczego, ale mnie przydają się bardzo, zwłaszcza podczas ewentualnych (tfu, tfu przez lewe ramię!) kontaktów z urzędem skarbowym. Sklep ten odwiedzam często i chętnie. Wczoraj podczas płacenia za segregator, ramkę A3 i druki rachunków byłam świadkiem wymiany zdań między panią kasjerką a panem, który zajmuje się obsługą klientów między regałami.
Pani miała dość unieruchomienia przy kasie i chciała się zamienić z panem miejscami i też sobie trochę pochodzić. Pan wyraźnie nie chciał. Pani argumentowała, że stoi od rana, jest zmęczona, chciałaby nieco urozmaicenia, a poza tym tak byłoby bardziej sprawiedliwie. Pan nadal nie chciał. A ponieważ ze sklepem jestem dość zaprzyjaźniona, pozwoliłam sobie wtrącić trzy grosze: "Ale proszę pana, jutro jest Dzień Kobiet, taki miły gest można już dziś zrobić". Pani się roześmiała, dodała: "No właśnie!", a pan odpowiedział: "Ale ja tego święta nie obchodzę." Na głos powiedziałam tylko część tego, co sobie pomyślałam, ale i tak z nieco złośliwym podtekstem: "Dziwne by było, gdyby pan obchodził. To święto dla kobiet".
Ale pomyślałam sobie dużo więcej, głównie na temat tego, dlaczego pan nie obchodzi: "A może pan nie obchodzi, bo pan nie ma z kim obchodzić? Ale może, jakby pan jednak zaczął obchodzić, to byłaby większa szansa, że pojawi się ktoś, z kim by pan mógł?"
Najczęstszy argument, z jakim się spotkałam, brzmi: bo to komunistyczne święto (cokolwiek to znaczy, ale zazwyczaj znaczy, że ktoś nie zna historii). Święto zostało ustanowione w 1910 roku dla upamiętnienia ofiar walki o równouprawnienie kobiet. A znali je już starożytni Rzymianie, którzy w pierwszym tygodniu marca obchodzili Matronalia - na cześć macierzyństwa, płodności i nowego roku. Podczas Matronaliów mężowie spełniali życzenia swych żon i wręczali im podarunki. Tradycja jest więc znacznie dłuższa niż sądzą ci, którzy kojarzą Dzień Kobiet jedynie z PRL-owskim goździkiem. Więc ten argument odpada, bo jest słaby. Bardziej przekonałby mnie argument osobisty: nie obchodzę bo mam do tego osobiste powody. Na przykład: bo nie lubię kobiet, bo nie jestem w żadnym związku, a co będę koleżanki obdarowywał, bo miłym to trzeba być na co dzień, a nie od święta (co ciekawe, osoby, które bardzo głośno to deklarują, rzadko bywają miłe na co dzień), albo bo: nie obchodzę żadnych świąt i już.
Owszem, można nie lubić żadnych świąt. Z zasady. Zwykle jednak za tą "zasadą" stoi jakiś bardzo osobisty powód lub jakieś osobiste ograniczenie. A tymczasem święta (wszelkie święta, niezależnie od podtekstów, naleciałości światopoglądowych, urazów i innych ograniczeń) są po prostu okazją do tego, żeby było miło. Bardziej miło niż na co dzień. Aby nam przypominały o innych ludziach i ważnych sprawach.
Dlatego, droga kobieto - świętuj! Obchodzenie Dnia Kobiet nie jest obowiązkowe, ale dlaczego nie? Dlaczego nie ma być miło?
Zadbaj o to, aby ten dzień był dla Ciebie. To Twoje święto. Świętuj je! Znajdź czas na relaks, prywatną chwilkę przeznaczoną tylko dla Twoich przyjemności. Zapomnij na moment, że jesteś dorosła i pozwól sobie na uśmiech i beztroskę. Zapomnij o obowiązkach i sprawach do załatwienia (niech dziś zrobią je inni). Zostaw wszystkie ograniczenia i pozwól sobie na odrobinę lenistwa oraz szczyptę egozimu. Popatrz na siebie przychylnym okiem i przypomnij sobie o wszystkim, co masz cudownego. Zapomnij o "muszę" - niech dziś dzieje się tylko to, co chcesz. Daj sobie do tego prawo. To ważniejsze niż kwiatek, który otrzymasz lub nie. Zrób sobie dziś prezent i pozwól sobie na bycie absolutnie, perfekcyjnie niedoskonałą.
Mówiąc krótko - polub siebie tego dnia. I pamiętaj o tym jutro! Jeśli Ty o tym nie zapomnisz, nie zapomną też inni.
Wszystkiego najlepszego, drogie kobiety!
Pani miała dość unieruchomienia przy kasie i chciała się zamienić z panem miejscami i też sobie trochę pochodzić. Pan wyraźnie nie chciał. Pani argumentowała, że stoi od rana, jest zmęczona, chciałaby nieco urozmaicenia, a poza tym tak byłoby bardziej sprawiedliwie. Pan nadal nie chciał. A ponieważ ze sklepem jestem dość zaprzyjaźniona, pozwoliłam sobie wtrącić trzy grosze: "Ale proszę pana, jutro jest Dzień Kobiet, taki miły gest można już dziś zrobić". Pani się roześmiała, dodała: "No właśnie!", a pan odpowiedział: "Ale ja tego święta nie obchodzę." Na głos powiedziałam tylko część tego, co sobie pomyślałam, ale i tak z nieco złośliwym podtekstem: "Dziwne by było, gdyby pan obchodził. To święto dla kobiet".
Ale pomyślałam sobie dużo więcej, głównie na temat tego, dlaczego pan nie obchodzi: "A może pan nie obchodzi, bo pan nie ma z kim obchodzić? Ale może, jakby pan jednak zaczął obchodzić, to byłaby większa szansa, że pojawi się ktoś, z kim by pan mógł?"
Najczęstszy argument, z jakim się spotkałam, brzmi: bo to komunistyczne święto (cokolwiek to znaczy, ale zazwyczaj znaczy, że ktoś nie zna historii). Święto zostało ustanowione w 1910 roku dla upamiętnienia ofiar walki o równouprawnienie kobiet. A znali je już starożytni Rzymianie, którzy w pierwszym tygodniu marca obchodzili Matronalia - na cześć macierzyństwa, płodności i nowego roku. Podczas Matronaliów mężowie spełniali życzenia swych żon i wręczali im podarunki. Tradycja jest więc znacznie dłuższa niż sądzą ci, którzy kojarzą Dzień Kobiet jedynie z PRL-owskim goździkiem. Więc ten argument odpada, bo jest słaby. Bardziej przekonałby mnie argument osobisty: nie obchodzę bo mam do tego osobiste powody. Na przykład: bo nie lubię kobiet, bo nie jestem w żadnym związku, a co będę koleżanki obdarowywał, bo miłym to trzeba być na co dzień, a nie od święta (co ciekawe, osoby, które bardzo głośno to deklarują, rzadko bywają miłe na co dzień), albo bo: nie obchodzę żadnych świąt i już.
Owszem, można nie lubić żadnych świąt. Z zasady. Zwykle jednak za tą "zasadą" stoi jakiś bardzo osobisty powód lub jakieś osobiste ograniczenie. A tymczasem święta (wszelkie święta, niezależnie od podtekstów, naleciałości światopoglądowych, urazów i innych ograniczeń) są po prostu okazją do tego, żeby było miło. Bardziej miło niż na co dzień. Aby nam przypominały o innych ludziach i ważnych sprawach.
Dlatego, droga kobieto - świętuj! Obchodzenie Dnia Kobiet nie jest obowiązkowe, ale dlaczego nie? Dlaczego nie ma być miło?
Zadbaj o to, aby ten dzień był dla Ciebie. To Twoje święto. Świętuj je! Znajdź czas na relaks, prywatną chwilkę przeznaczoną tylko dla Twoich przyjemności. Zapomnij na moment, że jesteś dorosła i pozwól sobie na uśmiech i beztroskę. Zapomnij o obowiązkach i sprawach do załatwienia (niech dziś zrobią je inni). Zostaw wszystkie ograniczenia i pozwól sobie na odrobinę lenistwa oraz szczyptę egozimu. Popatrz na siebie przychylnym okiem i przypomnij sobie o wszystkim, co masz cudownego. Zapomnij o "muszę" - niech dziś dzieje się tylko to, co chcesz. Daj sobie do tego prawo. To ważniejsze niż kwiatek, który otrzymasz lub nie. Zrób sobie dziś prezent i pozwól sobie na bycie absolutnie, perfekcyjnie niedoskonałą.
Mówiąc krótko - polub siebie tego dnia. I pamiętaj o tym jutro! Jeśli Ty o tym nie zapomnisz, nie zapomną też inni.
Wszystkiego najlepszego, drogie kobiety!
Wzajemnie, wzajemnie! Niech będzie przyjemnie :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie o to chodzi w świętowaniu :)
UsuńBardzo mi sie podoba, to, co przeczytałam powyżej.
OdpowiedzUsuńBardzo miło mo to czytać :)
Usuń