Skoro już koniecznie musisz się martwić, to postaraj się nie ulegać zmartwieniu non-stop. Skoro martwienie się wydaje Ci się absolutnie niezbędnym elementem dnia, wyznacz na tę aktywność godzinę, może pół (wystarczy?), a potem zajmij się tym, czym naprawdę warto - czerpaniem radości z życia.
Ale bądź przy tym bardzo czujny, bo jeśli okaże się, że martwiłeś się na zapas, niepotrzebnie i nic strasznego się nie wydarzyło, to Ci się to zmartwienie zmarnuje. To zdanie usłyszałam pracując jako psycholog na oddziale dla dorosłych Beskidzkego Zespołu Leczniczo-Rehabilitacyjnego Szpitala Opieki Długoterminowej w Jaworzu koło Bielska-Białej od jednej z pacjentek. Zapytałam ją, jak zachowuje taką niesamowitą pogodę ducha. Dawno przekroczyła przecież osiemdziesiątkę, a w szpitalu znalazła się nie bez powodu: cierpiała na sporo całkiem poważnych chorób i kilka mniej groźnych dolegliwości. A jednak chodziła po szpitalnych korytarzach uśmiechnięta, swoją radością i ciepłem skutecznie zarażając innych.
Odpowiedziała: "Pani magister... Bo to jest tak. Po co ja się mam na zapas martwić? Przecież, jak się tak będę martwić, a nic złego się nie zdarzy, to mi się zmartwienie zmarnuje".
No właśnie. Zmartwienie się Wam zmarnuje i co wtedy? ;)
Więc dobry psycholog Warszawa zaleca maksymalnie godzinę zamartwiania się dziennie.
|
Obowiązek informacyjny wynikający z RODO - kliknij, aby dowiedzieć się więcej ->
A co jeśli zapomnę się pomartwić tę godzinę czy pół dziennie? To wtedy mam zmartwienie zaliczone czy muszę nadrabiać? :)
OdpowiedzUsuńNie, to spoko, już nie trzeba ;) Muszą tylko te osoby, które czują, że muszą, bo jak się nie pomartwią, to im źle ;)
Usuń